Home / Aktualności / Otwarci na największych – Wywiad
Grupa VGL jest nowym graczem na rynku. Powstała w czerwcu, z połączenia Vector Global Logistics (VGL) i Ocean World Lines Poland (OWL). O doświadczeniach wyniesionych z poprzedniej działalności, planach rozwoju firmy oraz strategii działania, z Marcinem Gruchałą - prezesem VGL Group, rozmawia Piotr Frankowski.



Czy takie zacieśnienie współpracy dwóch firm jest receptą na udany biznes w trudnych czasach?

Jest to współpraca spółek powiązanych ze sobą kapitałowo i w ramach Grupy jest ich dzisiaj prawie 10. Po dokonaniu uzgodnień biznesowych dotyczących wzajemnego zaangażowania kapitałowego i organizacyjnego, postanowiliśmy do działających już organizacji wprowadzić strukturę odpowiednią dla dużych firm, czyli mamy do czynienia z procesem przekształcenia firm małych i średnich w średnie i duże. Do tego w tej chwili zmierzamy, a efekt skali powinien wspomóc zarządzanie kosztami całej Grupy i poszczególnych spółek.

Skąd wziął się pomysł zacieśnienia współpracy?

W tej chwili VGL Group ma dwie siły napędowe: jest to VGL i VGL Road & Sea, czyli wcześniejszy OWL (polskie biuro amerykańskiego NVOCC). Moim głównym partnerem jest Grzegorz Dobkowski, który jest również w zarządzie VGL Group, a z którym współpracowaliśmy przy tworzeniu Vector Fashion Services. Jest to nasze centrum dystrybucyjne, o powierzchni 6 tys. m2, zlokalizowane w Prologis Park w Gdańsku, dedykowane pod potrzeby głównego klienta Esotiq & Henderson, choć korzystają z niego także inni klienci z różnych branż. Współpraca ta pokazała, że nasze partnerstwo i komplementarne wobec siebie umiejętności mogą się sprawdzić przy wspólnym zarządzaniu większą organizacją, taką jak VGL Group.

Mam za sobą prawie 10-letnią działalność w liniach żeglugowych w Polsce, w Hapag-Lloyd i MOL, więc moja specjalizacja jest bardziej „shippingowa”, co siłą rzeczy przekłada się dziś na stronę spedycyjną. Z kolei specjalizacja Grzegorza Dobkowskiego, który przez 12 lat zarządzał logistyką JYSK Polska i Etos SA, jest bardziej „retailowa”, co oznacza, że jego doświadczenie związane jest przede wszystkim z logistyką kontraktową i dystrybucją. Mając różne doświadczenie merytoryczne i biznesowe, możemy korzystać nawzajem ze swojej wiedzy.

W jaki sposób Grupa VGL zamierza konkurować na rynku?

Przede wszystkim wyspecjalizowanym produktem i najwyższą jakością pracy. Główną ideą tego, że jesteśmy Grupą, jest z jednej strony zapewnienie dla klienta komplementarnej oferty, a z drugiej strony, poprzez wspólne działanie – najwyższego poziomu zaplecza organizacji w postaci wspólnej polityki w zakresie finansowania, IT, PR czy HR.

Dla wielu tradycyjnych spedytorów nieprzekraczalną granicą oferowania własnego serwisu jest centrum dystrybucyjne klienta. W dzisiejszym kształcie, wspierani partnerstwem z Keswick Group, granicę tę przekroczyliśmy z sukcesem i mamy dalsze ambitne plany z tym związane.

Jako Grupa VGL posiadamy w ofercie bardzo silny fracht morski, lotniczy i lądowy, mamy wyspecjalizowaną ofertę dla rynku detalicznego w postaci zarządzania zamówieniami, oferujemy logistykę kontraktową, agencję celną, a poprzez umowę agencyjną z hinduskim NVOCC Sarjak Containers Line jesteśmy gotowi na obsługę wszelkiego rodzaju „project cargo” w specjalistycznych kontenerach.

Możecie się też pochwalić biurem w Hongkongu. Rozumiem, że nie zamierzacie działać tylko na polskim rynku.

Obecnie biuro w Hong Kongu świadczy usługi głównie na rzecz klientów obsługujących polski rynek, a nie na rzecz tamtejszego rynku lokalnego. Jest nierozerwalnie związane ze strumieniem ładunków płynących do Polski i w kierunku odwrotnym. Jest to przyczółek, który realizuje nasze interesy w Azji.

W ramach partnerstwa z brytyjską firmą Ligentia, nasze najbliższe plany na 2013 r., to otwarcie biur w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Zaczynamy od Rumunii i Węgier, zamierzamy mocniej pojawić się w Rosji. Będą to biura, których zadaniem będzie przeniesienie produktu, w którym jesteśmy wyspecjalizowani na polskim rynku, na inne rynki lokalne.

Z resztą, zarówno Rosja, jak i Polska oraz szerzej cała Europa Środkowo-Wschodnia, są takim rynkiem, na który wszyscy patrzą z dużym zainteresowaniem. Już teraz udało nam się skłonić do współpracy dwóch poważnych partnerów i zachęcić ich, aby nie działali w Polsce tylko na zasadzie pojedynczych przedsięwzięć czy działalności agencyjnej, ale aby skupili swoją uwagę na naszym rynku i na produkcie w określonych obszarach logistyki.

Kim są wasi partnerzy?

Na chwilę obecną mamy podpisane dwa porozumienia typu joint-venture. Pierwsze, z Keswick Group, firmą zarządzaną przez Johna Harvey’a, legendę brytyjskiej logistyki kontraktowej i prekursora kontraktów open-book w skali światowej, miało swój początek w 2011 r. Drugie, z Ligentia International, brytyjskim operatorem logistycznym, skupiającym się przede wszystkim na obsłudze importowej brytyjskiego handlu detalicznego, ale w skali np. wielkich sieci handlowych. Ten segment rynku notuje ogromny wzrost i wymaga specjalnego produktu jeśli chodzi o importowy łańcuch dostaw. Dlatego też stworzyliśmy spółkę Ligentia Vector Polska, a która ma być platformą do dalszego wyjścia na kraje Europy Środkowo-Wschodniej.

Chcemy czerpać z wzorców, które sprawdzają się od lat na rynku brytyjskim i z tej filozofii biznesu, która generuje nie tylko krótkotrwałe zyski, ale buduje i rozwija organizację. Oferta rynku logistycznego jest tam dużo bardziej zaawansowana niż u nas. Nasi lokalni klienci coraz częściej konkurują z globalnymi koncernami, więc wszelkie działania prowadzące do optymalizacji kosztów i realizacji łańcucha dostaw, przyjmujemy z zainteresowaniem i próbujemy zaadaptować do lokalnych warunków.

Doceniając to co możemy przyjąć, nie zapominajmy o tym w czym jesteśmy dobrzy. Myślę, że na rynku Europy Środkowo-Wschodniej jest też miejsce dla polskich firm i polskich specjalistów, którzy często mają bardzo wysoki poziom wiedzy spedycyjno-morskiej. Historycznie patrząc, polski shipping, niezależnie od możliwości biznesowych, merytorycznie był zawsze bardzo mocny. Wydaje mi się, że rozmawiając o roli Polski w tranzycie towarów czy usług, może powinniśmy również koncentrować się na tranzycie i eksporcie naszych usług oraz wiedzy dla całego sektora morsko-logistycznego na kraje ościenne, a nie tylko na fizycznym tranzycie ładunków.

Na czym ma polegać ten mocno wyspecjalizowany produkt logistyczny, który ma podbić rynki Europy Środkowo-Wschodniej?

W poprzedniej dekadzie, zarówno importerzy, jak i rynek spedycyjny, oferował w większości zwykłą usługę spedycyjną: fracht morski, THC, transport drogowy, odprawę celną. Obecnie produkt oferowany naszym głównym klientom zaczyna się w momencie stworzenia przez nich zamówienia na produkcję towarów w Chinach. Od tej chwili monitorujemy proces produkcji, dostawę do portu, kontrolę jakości, ubezpieczamy towar, a następnie realizujemy fracht morski i dostarczamy towar do klienta. Nie jest to więc tylko i wyłącznie proces odbioru kontenera i jego transportu, ale całkowitego monitoringu i realizacji dostawy w kontekście pojedynczego zamówienia. Przechodzimy więc z zarządzania kontenerami klienta na zarządzanie jego zamówieniami. Na dziś mocno zainteresowani są tym importerzy, ale jestem przekonany, że nasi eksporterzy za chwilę zaczną nie tylko sprzedawać towary na rynek chiński na bazie FOB czy DAP, ale sami będą rozbudowywali własne struktury logistyczno-sprzedażowe w Azji, zaczniemy więc mówić o obsłudze „retailu” w drugą stronę.

Nie obawia się Pan, że najbliższe lata mogą być bardzo trudne dla branży TSL, a co za tym idzie, pokrzyżują ambitne plany ekspansji VGL na nowe rynki?

Nie wydaje mi się, aby lata 2012-2013 były, czy miały być, trudniejsze od poprzednich. W 2012 r. obsłużyliśmy ponad 14 tys. TEU, przy obrocie ponad 100 mln zł, a w 2013 r. chcemy przekroczyć ponad 20 tys. TEU.

Gdybyśmy stali w miejscu i dalej dysponowali tym samym produktem, wtedy pewnie kurczyłaby się lista naszych klientów i wolumen obsłużonych kontenerów. Wtedy sytuacja byłaby zła i ratunku trzeba byłoby szukać w cięciu kosztów. Moja filozofia biznesu jest jednak taka, że dobrego wyniku trzeba szukać nie w cięciu kosztów, a w zwiększaniu przychodów, tworzeniu nowych produktów, szukaniu nowych rynków. Z tej trudnej sytuacji, z tego wirażu, na którym wszyscy jesteśmy, jako Grupa VGL wychodzimy przyspieszając, a nie zwalniając.

Dlatego też dość optymistycznie patrzę w przyszłość, gdyż dzięki inwestycjom poczynionym w 2012 r., zarówno w kadrę, na bazie której możemy rozwijać firmę, jak i w partnerstwo z Brytyjczykami, rozszerzyliśmy profil naszego dotychczasowego klienta. Do tej pory była to najczęściej polska lokalna firma, zaś obecnie jesteśmy gotowi do obsługiwania największych światowych koncernów, które przecież nie zawsze muszą pracować z największymi globalnymi koncernami logistycznymi. Dlatego uważam, że 2013 r. będzie dla nas otwarciem się na zupełnie nową pulę klientów.

Dziękuję za rozmowę.